Niedawno Anna spakowała rzeczy, zamówiła taksówkę i pojechała z dzieckiem do swoich rodziców na wieś. Powiedziała, że nie wróci, dopóki Tadeusz nie kupi własnego mieszkania. Jestem zszokowana, bo wydawało mi się, że żyliśmy normalnie. Ale najwyraźniej moja synowa ma inne zdanie.

Życie pod jednym dachem z rodziną nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem, ale co zrobić, jeśli mieszkania są drogie i nie każda młoda rodzina może sobie pozwolić na własne lokum? Mój syn również przyprowadził żonę do domu. Przez pewien czas jakoś się dogadywaliśmy, ale niedawno Anna spakowała rzeczy, zamówiła taksówkę i pojechała z dzieckiem do swoich rodziców na wieś. Powiedziała, że nie wróci, dopóki Tadeusz nie kupi własnego mieszkania.

Jestem zaskoczona, bo wydawało mi się, że żyliśmy w zgodzie. Rok po ślubie urodził im się synek, pomagałam Annie w opiece nad dzieckiem. Spacerowałam z wózkiem, brałam wnuka do siebie na noc, żeby młodzi mogli się wyspać. Gdy skończył trzy lata, przeniosłam go do swojego pokoju, bo w ich sypialni w trójkę nie dało się już spać. Prowadziłam go do przedszkola, do szkoły, siedziałam z nim, gdy chorował.

Młodzi żyli jak wszyscy: Tadeusz pracował w biurze, Anna po zakończeniu urlopu macierzyńskiego wróciła do pracy. Zarabiali niezbyt dużo, ale na wszystko im starczało. Jeździli nad morze, kupowali sobie i dziecku nowe ubrania, regularnie wymieniali telefony. Nie oszczędzali zbyt wiele, co mnie martwiło, bo ja zawsze byłam przyzwyczajona do oszczędności.

Każde z nich miało własny laptop, nawet wnuk dostał jeden na urodziny. Mówiłam im:

– Po co wam trzy komputery w jednym pokoju?

– Ty nic nie rozumiesz – odpowiadali. – Przecież mamy XXI wiek, tak teraz wszyscy żyją!

Anna regularnie chodziła do salonów kosmetycznych – na manicure, depilację, fryzurę i farbowanie. Powiedziałam jej:

– Kup farbę, ja cię w domu pofarbuję, będzie tak samo dobrze, a o wiele taniej.

Ale ona się nie zgodziła, twierdząc, że jej wygląd jest dla niej bardzo ważny. I właśnie wokół tych oszczędności ciągle mieliśmy drobne i większe nieporozumienia oraz kłótnie.

Kilka lat temu założyliśmy liczniki na wodę. Oszczędzam i uczę tego wnuka – przecież woda jest droga. Ale Anna puszcza wodę pełnym strumieniem, nawet potrafi odejść do lodówki, podczas gdy woda się leje! Sto razy jej mówiłam:

– Anna, woda kosztuje pieniądze!

A ona:

– Płacimy sami ze swoich pensji, a nie z twojej emerytury, więc możemy zużywać, ile chcemy.

Ale nie chodzi o to, kto płaci! Po co marnować coś, co można oszczędzać?

Z prądem było tak samo – chodziłam za nią i wyłączałam światło, które wszędzie zostawiała włączone. Mówię:

– W przedpokoju nikogo nie ma, czemu światło się pali? Myślicie, że jesteśmy bogaczami? Licznik się kręci.

Upominałam wnuka, że trzeba oszczędzać energię, a on odpowiadał:

– To mama zapaliła, mówi, że jest ciemno.

I znowu to samo:

– Płacimy sami, mamy prawo!

Ale tak się nie da! Na dworze jasno, a u nas wszystkie lampy się palą. Ostatnio te sprzeczki stawały się coraz częstsze, a Anna coraz bardziej naciskała na męża, że trzeba się wyprowadzić. Ale do wynajmowanego mieszkania iść nie chciała – no bo jak to tak? Płacić krocie za coś, co nie jest jej własnością?

Widziała wyjście tylko w zakupie własnego mieszkania na kredyt. Prawie wszystkie jej koleżanki już tak zrobiły, w pracy dwie koleżanki też mają kredyt, a niektóre już nawet go spłaciły.

– Wszyscy czegoś pragną, do czegoś dążą! – mówiła z wyrzutem do Tadeusza. – A my wciąż siedzimy na garnuszku twojej matki! Trzeba coś z tym zrobić!

Ale Tadeusz stanowczo nie chciał brać kredytu.

– Mam pensję piętnaście tysięcy, a na dodatek moja sytuacja w pracy jest niepewna! – tłumaczył. – Może się zdarzyć, że zostanę bez pracy, i co wtedy? Jak spłacimy kredyt?

Anna zaproponowała Tadeuszowi, żebyśmy sprzedali moje mieszkanie. Chciała kupić mi małą kawalerkę, a resztę pieniędzy przeznaczyć na wkład własny do ich mieszkania. Ale na to się nie zgodziłam, a syn mnie poparł.

W efekcie Anna zabrała syna i wyjechała do rodziców. Powiedziała, że wróci, dopiero gdy Tadeusz rozwiąże problem mieszkaniowy. Teraz rozpowiada wszędzie, że odeszła od męża z dwiema walizkami i dzieckiem – że to wszystko, co ma po dwunastu latach małżeństwa. Żali się, że wszystkie jej rówieśniczki mają mieszkania, samochody, domki letniskowe, a ona – nic.

Co gorsza, nie pozwala wnukowi odwiedzać mnie ani swojego ojca! Chłopcu jest przykro, dzwoni do nas i chce przyjechać, ale Anna powiedziała Tadeuszowi: „Skoro nie stać cię na mieszkanie, to nie stać cię też na dziecko”. A twoja matka, skoro nie chce pomóc wnukowi z mieszkaniem, nie zasługuje na to, by go widywać!

Jest mi żal wnuka. Syn jest załamany. Nie wiem, co teraz robić. Anna doskonale znała sytuację finansową w naszej rodzinie, wiedziała, że jej mąż nigdy nie był bogaczem. Nie wyrzuciłam ich przecież na ulicę. Ale ona zdecydowała, że czas zacząć żyć inaczej. Co teraz? Przecież ta rodzina się rozpada.